Wycieczka na Czerwone Wierchy już od dziesiątek lat zaliczana jest do tatrzańskiej klasyki. Na masyw składają się cztery szczyty: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak oraz Kopa Kondracka. Wędrówka grzbietem pomiędzy tymi szczytami należy do najpiękniejszych w Tatrach, a widoki, jakie rozpościerają się przed wędrowcem, obejmują Tatry Zachodnie, Tatry Wysokie, na horyzoncie dostrzec można Tatry Niżne, Beskid Żywiecki, Gorce, a nawet Małą Fatrę.
Swoją nazwę zawdzięczają murawom situ skuciny porastającym zbocza. Roślina ta już latem zabarwia się na rudy kolor, na jesień czerwienieje, zaś w promieniach zachodzącego słońca wręcz „płonie”, tworząc wdzięczną scenerię.
Czerwone Wierchy leżą w Głównej Grani Tatr. Granią tą wytyczono czerwony szlak turystyczny, który – zaliczywszy Wierchy – wiedzie dalej przez Suche Czuby na Kasprowy Wierch i przez Beskid oraz Przełęcz Liliowe wspina się na Świnicę. Biegnie tędy również granica polsko-słowacka, więc lepiej zaopatrzyć się nie tylko w niezbędne dokumenty, ale też stosowne ubezpieczenie.
W warunkach letnich trasa przez Czerwone Wierchy należy do łatwych. Można rzec, iż to wysokogórski spacer. Kopulaste szczyty są szerokie i łagodne, a ścieżka pomiędzy nimi pozbawiona jest jakichkolwiek trudności technicznych. Jednakże, cała zabawa ma miejsce powyżej 2000 m n.p.m., co oznacza, iż najpierw trzeba włożyć spory wysiłek, by wyleźć na grań i potem móc cieszyć się genialną wędrówką. Innymi słowy – bez kondycji nie podchodź. No chyba, że lubisz wyrywać się zza biurka i od razu pędzić ku palpitacjom serca.
Czerwone Wierchy są z pozoru niegroźne, lecz w rzeczywistości mają swoje ciemne oblicze. Na północną stronę opadają stromymi ścianami, które niejednego turystę zawiodły na śmierć. W razie niepogody dość często dochodziło tu do pobłądzeń – szeroki grzbiet zachęcał do poszukiwania zagubionej we mgle czy kurniawie drogi, niestety teren dość szybko zamienia się w niezwykle niebezpieczne urwiska. Doskonale widać je z Przysłopu Miętusiego czy choćby z Gubałówki.